Opisane powyżej przeżycia – a także pewne przemyślenia, ale o tym za chwilkę – towarzyszyły mi podczas lektury kolejnych opowiadań francuskich, XVIII- i XIX-wiecznych pisarzy: Apollinaire’a, Gautiera, de Balzaca, Cazotte’a, Nervala, Nodiera, France’a, Maupassanta, Mariméego, d’Aurevilly’ego, Villiers’ego de l’Ile Adama. Część z was zapewne o niektórych z tych panów nie miała okazji wcześniej słyszeć, a ci których znaliście, kojarzyli wam się głównie z lekturami szkolnymi, a nie z literaturą nasączoną grozą i pełną fantastycznych elementów. Dlatego decyzja Państwowego Instytutu Wydawniczego o wznowieniu cyklu była naprawdę dobrym posunięciem. Stare wydania są już praktycznie nie do zdobycia, a dobrze by było, gdyby czytelnik, który określa samego siebie jako fana mroczniejszej literatury, znał jej korzenie i drogę rozwoju – chociaż w zarysie.
Co zatem zadziwiało i niepokoiło ówczesnych Francuzów?
W opowiadaniach dominują motywy diabelskie związane z kuszeniem, okultyzmem, ludzką słabością, zadufaniem i głupotą. Dla urozmaicenia, na szczęście, pojawiają się także duchy, zakochany chochlik, demoniczny kot, a nawet ręka żyjąca własnym życiem (skojarzenie z Rąsią z „Rodziny Adamsów” nieuniknione). W soczyste treści (zręcznie, wszak to klasycy!), wkomponowano pytania o ludzką naturę, istotę naszej sprawczości, a także moralność.
Nie da się jednak ukryć, że od tamtych czasów, zmienił się sposób snucia opowieści a także nasza wrażliwość, więc to co kiedyś wywoływało dreszcze i spędzało sen z powiek czytelnika, na nas już raczej nie zadziała. Dlatego podczas lektury Opowieści niesamowitych bardziej niż na emocjach skupiamy się obserwowaniu – przez pryzmat wiary, kultury, obyczajowości – starcia między tym, co nadprzyrodzone z tym, co realne i racjonalne. Co warto podkreślić, nie wszystko co znajdujemy w zbiorze uległo przedawnieniu. Rojące się w oparach romantyzmu sny o potędze i doskonałości człowieka, pozostały, mimo upływu czasu, niepokojąco aktualne…
Gdybym miała wskazać opowiadania, które przypadły mi najbardziej do gustu, miałabym z tym spory problem. Nie zachwycały mnie one bowiem jako całości, ale w każdym tekście znalazło się coś, co przyciągało moją uwagę np. tło historyczne, sposób opowiadania przypominający pieśń nuconą przez bardów, bohater, żart sytuacyjny, sposób obrazowania itd. Świadczy to tylko o tym, że wybór utworów do zbioru został bardzo dobrze przemyślany.
***
Przede wszystkim lektura sprowokowała mnie do przemyśleń na temat czytania klasyki, szczególnie tej już nieco zapomnianej. Od lat słuchamy argumentów zwolenników podejścia konserwatywnego (czytać klasyków!!) i progresywnego (nie czytać klasyków, tylko sięgać po lektury skomunikowane z doświadczeniem, językiem, umiejętnościami czytelnika itd.). W czytaniu nie chodzi jednak o to, żeby było tylko łatwo i przyjemnie, trzeba czasami wyjść ze strefy komfortu. I chociaż zrozumiałe są obawy profesora Sławka, który swego czasu głośno zastanawiał się nad tym czy warto do czytania dzieł literatury przekonywać ludzi, którzy nie są do tego w ogóle przygotowani (bo jest to dla literatury krzywdzące), to jednak bardziej trafiają do mnie argumenty profesora Koziołka. Na jednym z wykładów dosyć jasno określił on rolę literatury klasycznej jako „rodzaju oprzyrządowania i wartości nieprzewidywalnej w swoich nagłych (!) aktualizacjach”, a także podkreślał potrzebę zachowania ciągłości naszej pamięci kulturowej, która współcześnie jest w dosyć bezmyślny sposób amputowana.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!
–
Opinie znajdziesz także tutaj: